1% dla Waldka Woźniaka
!!!UWAGA !!!
!!!Przekaż Swój 1 % podatku - to nic nie kosztuje !!!

Prośba o pomoc dla naszego kolegi lotnika Waldka Woźniaka

Nasz kolega Waldek zbiera pieniądze na rehabilitację po wypadku , nowe protezy oraz wózek inwalidzki
Koledzy lotnicy i nie tylko , pomóżmy Waldkowi

 

  Oto jego historia


Miałem pewnie ze 4 lata, gdy zobaczyłem pierwszy, srebrny odrzutowiec przelatujący nad wsią. Narobił ogromnego hałasu, tak, że mój starszy brat uciekł do domu. Ja oczywiście zadzierałem głowę, z zainteresowaniem patrząc w niebo. 

                    

Zafascynował mnie ten widok i zacząłem marzyć o lataniu. Po kilku latach zacząłem bywać na lotnisku w Lubieniu Kujawskim, gdzie szkolili się skoczkowie z Łodzi. Mieszkałem kilometr od lotniska, więc przesiadywałem tam często całe dnie. Lubiłem przebywać wśród tych ludzi, byli dla mnie uosobieniem Ikara. Patrzyłem, jak krzątali się przy układaniu spadochronów, tankowaniu paliwa do Antonowa, czy Wilgi. Czasami jakiś Zlin pokręcił akrobację! Było na co popatrzeć. Bywał tam też nasz kolega Piotrek Pastusiak. Wtedy młody spadochroniarz, teraz już znany „stary” lotnik.

Wówczas to pierwszy raz poleciałem z innymi kolegami Antonowem-2. Pilot przewiózł nas dość ostro, nad jeziorem, z ostrymi „górkami”. W tamtych „szczenięcych” latach kleiłem też plastikowe modele samolotów. Pamiętam, że po przeczytaniu „Dywizjonu 303” skleiłem 12 Hurricanów, które później wisiały przyczepione do sufitu, cały dywizjon! Później był czas szkoły, następnie służba wojskowa.

W 1985 roku nastąpił ten "cholerny wypadek". Cały mój świat się zawalił. Moje marzenia o lataniu legły w gruzach. Nagle zaczynasz oglądać świat z innej perspektywy, siedzisz na wózku, wszyscy są wyżsi, chociaż przed wypadkiem miałeś 180 cm wzrostu. Długa rehabilitacja, walka z samym sobą. Wiele wątpliwości i mało wiary we własne możliwości. Powoli dochodziłem do siebie. Zostałem zaprotezowany, nauczyłem się „chodzić”. Zamieszkałem we Włocławku, na osiedlu, w bloku. Zacząłem pracować w różny sposób. Najpierw w domu miałem pracę chałupniczą, ale myślałem o pracy, która pomogłaby mi wyjść z domu i przebywać wśród ludzi. Kupiłem samochód osobowy i tylko mi znanym sposobem uzyskałem licencję taksówkarza. Byłem chyba jedynym taksówkarzem w Polsce, który jeździł nie mając nóg, a moje auto nie było przystosowane do ręcznego sterowania. Zajmowałem się też handlem, woziłem nawet kontrabandę na zachód.

W 2002 roku, przez przypadek, dowiedziałem się o pilocie motolotni, Waldku Wolskim, który jest niepełnosprawny, a lata. Znalazłem kontakt, zadzwoniłem i….. po 2 tygodniach byłem już na obozie motolotniowym. Było nas chyba z 15 osób i prawie wszyscy niepełnosprawni. Poznałem tam wielu bardzo wartościowych ludzi, którzy znów utwierdzili mnie w przekonaniu, że można wiele zdziałać mimo kalectwa. W moim pierwszym locie zastanawiałem się, co ja tu robię? Jak wylądujemy, to jadę do domu i nigdy już nie wrócę. Bałem się, ale nie pojechałem. Następne loty były już przyjemniejsze. Nabrałem pewności, zaufania do tego co robię. Miałem wspaniałego instruktora, byłego pilota wojskowego, który latał i szkolił na „rurach”. Zbyszek Zalewski, bo o nim mowa, opieprzał kiedy trzeba, ale trzeba przyznać, że potrafił też docenić. Siadaliśmy po lotach „przy piwku” i wyliczaliśmy błędy, analizowaliśmy miniony dzień lotny.
Wstawaliśmy często o piątej rano, aby móc latać w spokojnym powietrzu, później, jak już ruszała termika, robiliśmy przerwę, by znów przed wieczorem wzbić się w powietrze. A wieczory, te były niezapomniane. Alek ze Zbyszkiem sypali dowcipami „jak z rękawa”. Opowieściom lotniczym nie było końca. Wszyscy słuchali z otwartymi ustami i w duchu zazdrościli im tych przeżyć. Niestety nie wyleciałem samodzielnie na tym obozie. Musiałem czekać cały rok na kolejny, licząc miesiące do szkolenia.

W następnym roku udało się. Zbyszek w pewnym momencie powiedział: umiesz latać, zdajesz u Alka i lecisz sam. Nigdy nie zapomnę tego lotu. Motolotnia była taka lekka w prowadzeniu, a świadomość tego, że już umiem, uskrzydlała mnie jeszcze bardziej. Miałem wrażenie, że mogę latać bez skrzydeł. To było piękne. W domu powiedziałem mojej Ali, że już nigdy nie przestanę latać i nic mnie nie powstrzyma. Od tego czasu minęło kilka lat. Latam często i dużo i cały czas myślę, że dzień bez latania, jest dniem straconym.

Waldek Woźniak

Fundacja Dzieciom „Zdążyć z pomocą”
ul. Łomiańska 5
01-685 Warszawa
nr KRS: 0000037904
z dopiskiem: darowizna na rzecz Waldemara Woźniaka bo w przeciwnym razie cała kasa trafi do wspólnego wora
.


 

 

 

 


  




                                 


 

TIME

 

CZAS LOKALNY

NASZ PILOT POTRZEBUJE POMOCY

 
Dziesiąte Międzynarodowe Wielkanocne Zawody Balonowe o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza 14-17 kwiecień 2011 AirFair 2011 Bydgoszcz Piąty Płocki Piknik Lotniczy Mazury Airshow 2011

Sezon 2011 otwarty

 

Wałyczyk 2011 I Rodzinny Festyn Modelarsko Paralotniowy

weekend w chmurach

 

Film sezonu 2010

 

Wspomienie sezonu 2009

 
Łącznie stronę odwiedziło już 89582 odwiedzający

Copyright by 2008 Marek Puchała Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?

Darmowa rejestracja